Posłużę się przykładem powrotu z pracy (okolice Dworca Głównego) do domu (przystanek "Jarzębiny"), godzina 20-sta. Przykład dotyczy tygodnia po powrocie na pętle tramwaju nr 1, czyli powinno być zdecydowanie prościej. Niestety nie było.
1. Najpierw próbowałem dostać się po ludzku, czyli wsiadam na przystanku "Dworzec Główny Tunel" wysiadam na Rondzie Kocmyrzowskim i wsiadam w tramwaj nr 1 po kilku minutach i wszyscy są szczęśliwi. Nie są. "Jedynka" wg rozkładu była za "piątką" chyba ponad 10 minut. Nic to, to może podjadę "czwórką" do przodu. Byle nie marznąć. Niestety nie, ponieważ była wcześniej o minutę. Koniec końców, albo marzłem te minuty czekając na "jedynkę", albo wsiadałem do następnej "czwórki"! i szedłem z "Wańkowicza" do "Jarzębiny" na piechotę, bo nie chciałem żeby mi orzeszki przemarzły.
P.S.Warto pomyśleć nad tym, żeby na wiaduktach zrobić kawałek miejsca na przystanki na żądanie, tak jak to miało miejsce w latach 90tych gdzie linie do Mistrzejowic z Kombinatu miały taki przystanek (nawet z wiatą!). Remont i tak czeka w przypadku budowy S7. Przyda się na przyszłość.
2. Po totalnym kilkudniowym przemarznięciu w końcu do mnie doszło, że przecież jest autobus zastępczy nr 704. Eureka! Oj ja głupi. Po co marznąć jak można wygodnie się przesiąść. ...a gdzie tam!
P.S. Teraz po latach doszło do mnie dlaczego nasze miasto jeszcze bardzo długo do czegoś takiego jak (pre-)metro nie dorośnie. Trzeba czekać na nowe pokolenie nieskażone komuną. Smutne.