#633
Post
autor: PanA » 1 sie 2021, o 09:54
To na powierzchni całego miasta wymagałoby ogromnych nakładów, na które w obecnej sytuacji (ale należy do tego dążyć, kiedy Kraków wreszcie będzie miał zasadniczo stabilną ofertę komunikacyjną) nie ma pieniędzy. Jakiekolwiek dodatkowe pieniądze powinny iść w pierwszej kolejności na to, co napisałem powyżej - tabor, infrastruktura, praca przewozowa lokalnych środków transportu zbiorowego, a powyżej tego progu można łożyć na kolej.
Zamiast ZTP, dej bilet zintegrowany, powinno być Majchrowski, ogarnij sygnalizację świetlną, by łupała mandatami, radni - urealnijcie ceny parkingów, zrezygnujcie z niektórych wydatków, podnieście budżet na komunikację i wtedy myślenie o takiej integracji ma sens.
Taka promocja na bilet 70-minutowy to duży byłby wydatek. Pasażer "normalny" zapłaci za bilet kolejowy koło 5 złotych, za bilet miejski mniej i musi miasto jeszcze obdzielić tę kasę na swoją KM i tę kolej. W dodatku na kolei pasażer "ulgowy" to nadal 100% przychodu z biletów, bo wojewoda dopłaca różnicę. Miastu nie, więc za wszystkich emerytów, uczniów miasto musiałoby zapłacić całą różnicę , za studentów połowę. A w pierwszej kolejności na kolej by się masowo rzucili właśnie tacy "ulgowi" pasażerowie, co stanowiłoby dużą finansową barierę wejścia, za dużą dla obecnej sytuacji Krakowa. No po prostu, uczniowie w pierwszej kolejności by się rzucili, miasto nie dostaje od nich grosza za bilety, nie płacą podatków, a PR-y i KMŁ życzyłyby sobie wielu milionów. No miasta na to na razie nie stać. W drugiej kolejności by się rzuciły osoby, które i tak jeżdżą KM, czyli de facto tak, jak jakby jeździli za darmo.
Żeby pasażer "normalny" zrezygnował z auta na rzecz kolei, to taki pociąg musiałby w Krakowie kursować co kilkanaście minut przez cały dzień, czyli jeszcze większy próg wejścia - bo oprócz dopłaty dla przewoźnika kolejowego za istniejące kursy, trzeba dopłacić za własne. A przy uruchamianiu takich "nowych" połączeń, praktyka mówi, że zyskują popularność dopiero po kilku miesiącach (w zasadzie minimum 3), więc również trzeba w budżecie mieć finansowanie takie, żeby przez ten wiek dziecięcy połączeń finansować całe ich koszty, bez istotnych przychodów z biletów. Mówiłem o tym wyżej, na pociąg jadący co godzinę-dwie, żeby przejechać dwa przystanki, nikt się nie zdecyduje.
W dodatku, z punktu widzenia miasta, większym generatorem korków od samego Krakowa jest aglomeracja i tereny wiejskie, również poza miasto pociągi muszą jeździć częściej. I do takich kursów również musiałyby dopłacać sąsiednie gminy.
Żeby integracja taryfowa miała sens, trzeba mieć środki, by wszystkie punkty załatwić od razu.
Proste porównanie - we Wrocławiu dla integracji biletów okresowych 24-, 48-, 72- i 168-godzinnych, uprzednio skasowanych w pojeździe MPK kolejarze życzyli sobie 30 mln złotych (koło 50 zł netto za zatrzymanie, czyli koło 55 brutto), w Warszawie z Kolejami Mazowieckimi jest umowa za integrację biletów dość podobnych za 56 mln złotych, za 31 złotych za pociągokilometr z groszami.
No to co, załóżmy sobie nawet dolne oszacowanie dla częściowej integracji w Krakowie, że jeden pociągokilometr dla przewoźnika kosztowałby dwadzieścia kilka złotych. Jakie linie tniemy lub jakie inwestycje w infrastrukturę porzucamy? Bo bez mocnego wyboostowania budżetu przez radnych nie ma co o tym marzyć, by nie stało się to kosztem tramwajów i autobusów.
Bo to naprawdę nie jest tak, że miasto sobie dorzuci jakieś 2 złote za wozokilometr czy zatrzymanie na stacji/przystanku i przewoźnicy nagle radośnie będą chcieli honorować kolejne bilety krakowskie.
A poniżej oszacowania dwudziestu kilku złotych nie można wziąć pod uwagę, bo dla rozliczeń z województwami stawki za pociągokilometr oscylują wokół 20 złotych, kiedy przewoźnik oprócz dotacji bierze dla siebie dodatkowo przychody z biletów.
A weźmy pod uwagę dodatkowe koszty - ewentualne zwiększenie pojemności taboru z czasem, płacenie podwójnego VAT-u (w sytuacji z województwem od całej sumy dla pasażerokilometra płaci się "jeden" VAT - podzielony pomiędzy dotację i bilety; w modelu kiedy miasto zleca przewóz z integracją miasto płaci "półtora VAT-u" - jeden VAT za pociągokilometr czy zatrzymanie, a dodatkowo "VAT z VAT-u" za bilet, bo zapłacenie VAT-u z biletu nie obniża w żaden sposób VAT-u za pckm, mimo że dotyczą tej samej usługi). Do tego utrata dochodu z biletów dla przewoźnika w granicach miasta, a obecnie zawsze znajdzie się ktoś, kto płaci za bilet jednorazowy u przewoźnika, a nagle przestałby płacić. No i do tego w przypadku pasażerów "ulgowych" jeszcze większa strata, bo nie dość, że strata kasy z jego kieszeni, to jeszcze brak refundacji ulgi ustawowej ani handlowej (a katalog ulg handlowych w Krakowie jest szeroki).
Ostatnio zmieniony 1 sie 2021, o 10:33 przez
PanA, łącznie zmieniany 1 raz.
MKM-owie to jednak wielkie:
