Po wypadku eksperci badają drzwi bombardiera
Śledztwo w sprawie wypadku prowadzi Prokuratura Rejonowa Kraków Prądnik Biały. Przesłuchiwani są pasażerowie, którzy jechali wtedy tramwajem oraz motornicza, która prowadziła wtedy tramwaj. Powołani zostali biegli, którzy sprawdzą czy osoba o wadze poszkodowanego, wyrzuconą siła odśrodkową na tym łuku, mogła spowodować wybicie sprawnych technicznie drzwi mówi prokurator Janusz Hnatko. Okoliczności wypadku bada również specjalna komisja złożona m.in z przedstawicieli MPK, Bombardiera oraz producenta drzwi. Pasażerowie zwracają uwagę, iż na odcinku gdzie doszło do wypadku trudno o utrzymanie równowagi, bo motorniczowie bardzo dynamicznie wchodzą w zakręt. Na zarzuty ze strony pasażerów odpowiada rzecznik MPK-a, który informuje, iż dzięki rejestratorom jazdy ustaliliśmy, że tramwaj jechał z prędkością nieco ponad 40 km/godz., która w tym miejscu była dopuszczalna. W miejscu wypadku pojawiło się ograniczenie prędkości, które jedynie obowiązuje pomiędzy przystankami Bratysławska-Prądnicka w kierunku Kurdwanowa informuje Marek Gancarczyk.
Efekty prac komisji mają być znane w ciągu kilku tygodni.
Trudno jest utrzymać równowagę
Okoliczności zdarzenia bada też specjalna komisja, złożona m.in. z przedstawicieli MPK, Bombardiera i producenta drzwi. U wszystkich słyszymy to samo: podobny wypadek nigdy wcześniej się nie zdarzył. - Nasze tramwaje są eksploatowane na całym świecie i takie zdarzenie miało miejsce po raz pierwszy - zapewnia Maciej Kaczanowski, rzecznik Bombardiera w Polsce.
Wielu pasażerów zwraca uwagę, że na odcinku, na którym doszło do wypadku, trudno jest utrzymać równowagę, bo motorniczowie bardzo dynamicznie wchodzą w zakręt. "Jestem młody i sprawny, a już kilka razy ratowałem się przed upadkiem" - pisze jeden z nich na forum krakow.gazeta.pl. Na zarzut odpowiada Marek Gancarczyk, rzecznik MPK: - Dzięki rejestratorom jazdy ustaliliśmy, że tramwaj jechał z prędkością nieco ponad 40 km/godz., która na tym odcinku była dopuszczalna. Z tego torowiska korzystamy od lat i nigdy nie było sygnałów, by ktokolwiek inny doznał w tym miejscu obrażeń - mówi.
http://krakow.gazeta.pl/krakow/1,35821, ... Komentarze