
Co do zimy:O krakowskich tramwajach, ich pracownikach i ludziach nimi podróżujących pisali warszawscy dziennikarze podając liczne różnice pomiędzy Krakowem i Warszawą. Dziennikarza za stolicy dziwiło zaufanie krakowskiego konduktora, który wpierw wydaje bilet, a dopiero potem inkasuje pieniądze, bo jak wyjaśnił mu zapytany: u nas w Krakowie nikt za 25 groszy nie nawala. Zwrócił też uwagę na brak pośpiechu podróżnych, dziwiąc się, że pasażerowie nie złoszczą się na opóźniające się tramwaje a i sami przyczyniają się do opóźnień, zwolna opuszczając wagony na przystankach. Jak sam podkreślił: Tu ludzie chodzą dostojnie, a do tramwaju wsiadają z taką pompą, jakby szli do ślubu.
Co do krakowskiego niedasizmu i konsultacji:Nadchodząca zima 1978/1979r., nazwana zima stulecia, zweryfikowała pozytywną opinię o francuskich autobusach (chodzi o Jelcze Pr110). Jedynym, w dodatku pewnym środkiem transportu w Krakowie stał się ponownie tramwaj. Na czas dużych opadów śniegu, dla czekających na przystankach pasażerów Miejskie Przedsiębiorstwo Oczyszczania przygotowało sposób na rozgrzewkę i niezbędny ruch w czasie mrozu. W wiatach wywieszone zostały narzędzia: łopaty, miotły i kilofy. Oczekujący na przyjazd swojego tramwaju pasażerowie mogli posprzątać za śniegu przystanek
Propozycją niemieckich specjalistów była wzorowana na Norymberdze budowa linii metra w miejsce tramwajów. Koncepcja o tyle słuszna, co niemożliwa do zrealizowania w Krakowie, w którym by przesunąć przystanek parędziesiąt metrów trzeba organizować sympozja i konsultacje, naukowo udokumentować, by po paru dniach wszystko wróciło do wcześniejszych rozwiązań
Cytaty zaczerpnięte są z książki "Krakowskie Tramwaje" Jacka Kołodzieja. Dodane za zgodą autora postu - K