Locutus pisze: ↑7 kwie 2022, o 19:14
Oczywiście, że linie tramwajowe buduje się z kilku przyczyn, z których ekologia jest tylko jedną (nie wiem, może w Polsce się na to nie kładzie nacisku, ale we Francji dosyć mocno podkreślają jak otwierają nową linię tramwajową, że kopcące autobusy zastąpi się bezemisyjnymi tramwajami), ale nie zmienia to faktu, że zastępowanie tramwajów autobusami i vice versa ma ogromny wpływ na to jak kształtują się emisje CO2 transportu zbiorowego.
No ale jesteśmy w Polsce, więc ta jedna ustawa pod tym jednym względem jest bardzo sensowna.
Zwłaszcza że to nie jest wykluczanie się z tramwajami.
Jeśli jakieś miasto zastąpi jedną lub dwie linie autobusowe tramwajami, to automatycznie podskoczy procent autobusowego taboru elektrycznego.
Ale gdyby liczyć tramwaje do elektromobilności, to dosłownie wszystkie miasta z tramwajami, oprócz chyba jedynego Grudziądza, nie byłyby zmuszone kupować autobusów elektrycznych, bo już docelowe plany byłyby spełnione, dlatego mówię o kazuistyce.
A z drugiej strony, gdyby zrobić plany realistyczne, czyli dać (razem z tramwajami) np. obowiązek 70% taboru elektrycznego, to byłoby to niemożliwe do spełnienia dla ok. 100-tysięcznych miast bez tramwajów, bo wymagałoby to wymiany niemal całego taboru.
A z trzeciej strony, gdyby rozdzielić to na różne przypadki, to wyszłoby pewnie z tego równie obrzydliwe spaghetti jak Nowy Wał i nowa ustawa o PTZ, która była poprawiana 12 razy i nadal nie weszła w życie.
Więc już najlepsze jest to, co jest.
Jeśli się im odmawia mówiąc że autobusów po prostu nie ma, a wysyła się na zawsze 5 Solarisów do Lwowa to problemem nie jest brak autobusów tylko prawdomówność tego kto podał taki argument.
Wyciąganie tego "argumentu", w takiej ciężkiej i nietypowej sytuacji jest, bardzo delikatnie mówiąc, niefajne.
W ocenie dostępności komunikacji miejskiej dla pasażerów niepełnosprawnych, starszych, z dużym bagażem, z wózkami dziecięcymi, ze skręconą kostką, czy po prostu wyj**anych jak koń po westernie po ciężkim dniu pracy. Choć wysokość podłogi wpływa też bezpośrednio na czas wymiany pasażerskiej a ta wpływa na punktualność... Nowoczesność pojazdu wpływa też na atrakcyjność komunikacji miejskiej a ta przekłada się na prawdopodobieństwo przesiadki z samochodu na zbiorkom...
Sam tak przytaczałeś w odpowiedzi do mnie przedwojenne tramwaje w niektórych miastach, zdecyduj się

Najbardziej dla kierowców samochodów się liczy szybkość i pewność dojazdu. Warunki w tramwaju są drugorzędne. A zdecydowana większość kierowców samochodów to osoby zdrowe.
Jeśli chodzi o emisje - w porównaniu do emisji z komunikacji indywidualnej (samochodowej) emisje z autobusów to nic... Więc aż tak na to nie stawiałbym nacisku...
Ale nie będą miały poparcia społecznego żadne strefy czystego transportu, jeśli gmina nie będzie dawać przykładu.
Tak samo, zaplanowanie ruchu samochodowego to kwestia wyłącznie samego miasta. Przypominam, że strefy czystego transportu i autobusy elektryczne to obowiązek w miastach na prawach powiatu, a te są zarządcą wszystkich dróg na swoim terenie, nawet wojewódzkich i krajowych. To tylko kwestia chęci z ograniczeniem ruchu. Na przykład obecnie praktycznie zerowy jest w ramach I obwodnicy, a trochę słabo by było, gdyby ta strefa powstała np. w ramach drugiej obwodnicy, a pod dworcem i na Alejach nadal same diesle, co nie?
To może niech puszczą ten autobus - przynajmniej będzie niskopodłogowy, a niepełnosprawni mieszkańcy Pleszowa przestaną wreszcie być w zasadzie uwięzieni po drugiej stronie Kombinatu...
Wiesz, że my praktycznie wszyscy jesteśmy zgodni, że pozostawienie torowiska na Pleszów, zamiast zaorania go, było błędem.
pisze:
Nie wiem. Kolizyjny kurs z UE na szczeblu rządowym nie nastraja optymistycznie w kwestii skali dotacji na które Polska może liczyć, a bez dotacji nowe tramwaje będą jak sobie je narysujemy i wytniemy. Kryzys spowodowany pandemią i wojną też nie daje podstaw do optymizmu. Już nie mówię przez grzeczność o zmianach podatkowych sprawiających, że wpływy samorządów maleją. Przecież nawet przez długie "grube" lata gdy UE sypała grosiwem, a kryzysu nie było żadnego, zakupy robione były w ilościach dosyć skromnych... Dopiero w dwóch ostatnich przetargach Kraków się ładnie szarpnął, ale boję się, że nie będzie już w stanie tego powtórzyć, a jak wrócimy do zamawiania dwudziestu kilku tramwajów raz na cztery lata (albo jeszcze mniej), to jednak sprawdzi się mój scenariusz...
Z drugiej strony spowolnią inwestycje na infrastrukturę, więc proporcje się wyrównają. Jeśli faktycznie nie będzie kasy, to będą wolniej powstawać torowiska, więc też większa część zakupionego taboru będzie szła na zastąpienie starych tramwajów, zamiast na obsługę nowych tras. Nawet Ukraina w zeszłej dekadzie dawała sobie radę z wymianą i modernizacją taboru, znacznie bardziej poszkodowana zabieraniem kasy przez Janukowycza niż my przez PiS i bez funduszy unijnych.
Ale czy nie ma to czasem związku głównie z tym, że tabor elektryczny niestety nie jest tak niezawodny jak spalinowy?
Dyskusyjna teza.
I wracamy do punktu wyjścia: autobusy już są tip-top, nie potrzebują szybkiej wymiany, za to tramwaje wręcz przeciwnie...
TERAZ, ale nie za 5 lat. Nie wymieniając taboru systematycznie, Kraków obudziłby się za kilka lat z ręką w nocniku, z masą dogorywających autobusów.
A już kiedyś pisałem, bardziej się opłaca sprzedać autobus nieco wcześniej, ale sprawny, niż później za cenę złomu. Z tej różnicy cenowej sprzedania kilku jeszcze sprawnych autobusów vs sprzedania kilku sztuk po cenie złomu uzbiera się spokojnie na zakup jednego tramwaju.
Poza tym, gdyby MPK musiało nagle kupić ogromną liczbę autobusów, to tym bardziej plan zakupu tramwajów musiałby zostać porzucony.