Pamiętam zachwyt inżynierów transportu, że po 10 latach mogli ponownie zbadać miasto pod względem komunikacyjnym i z tego powodu, że po raz pierwszy badali miasto gdzie plan inwestycji w drogi został zrealizowany i można było dowiedzieć się czy prognozy ruchu były trafne. Odchylenia mieściły się w błędzie statystycznym. Czyli inżynieria transportu naprawdę działa, tylko trzeba zrozumieć, że mobilność miejska nie składa się tyle z praw naukowych tylko niezrozumiałych dla niefachowców paradoksów. Poszerzanie dróg nie działa. Ale zwykły człowiek tego nie zrozumie. Prędkość samochodu w układzie jest zależna od prędkości komunikacji publicznej. Gdy pozwolimy, by tramwaje jeździły wolno, to wolno pojadą samochody. Bo będzie ich więcej. Korki nie narastają liniowo ale lawinowo. A miejsca i rozwiązania, które uważane są przez kierowców za niebezpieczne w rzeczywistości takie nie są.
Czyli inżynieria transportu naprawdę działa, tylko trzeba zrozumieć, że mobilność miejska nie składa się tyle z praw naukowych tylko niezrozumiałych dla niefachowców paradoksów. Poszerzanie dróg nie działa. Ale zwykły człowiek tego nie zrozumie.

Oczywiście że składa się z praw naukowych, a badaniami ruchu zajmują się inżynierowie. Poza tym paradoks nie oznacza sprzeczności, tylko właśnie działającą logicznie całość

Modele matematyczne wcale nie są specjalnie trudne, a też bredniami jest, że nikt nie rozumie, że liczy się prędkość średnia całej podróży. Oczywiście, że KAŻDY TO WIE i przecież to jest właśnie nasza codzienność. Przecież właśnie tym się kierujemy wybierając środek transportu - czasem podróży przy założonym przemieszczeniu. Podziel jedno przez drugie i masz średnią prędkość.
Względnie prosto się tworzy ogólne modele ruchu - teoria grafów, ewentualnie opieranie się na płynach, teoria decyzji, zbieranie danych ankietowych, żeby zebrać warunki brzegowe i koniec. Żadnej sprzeczności.
Zachodnie miasta poszerzały drogi, bo po prostu
w urzędach nie wierzono, że aż tyle osób będzie jeździć codziennie samochodem. Po prostu nikt nie wierzył w to, że auta będą tak tanie, że dosłownie każdy da radę je kupić i utrzymać.
Po prostu schemat działania był prosty - urzędnicy i bogacze mieli jeździć sobie szerokimi drogami z pieszymi jak najdalej od siebie, a cała "szara masa" miała jeździć upchana autobusami gdzieś na uboczach. Dlatego te autobusy grzęzły w korkach, tramwaje były likwidowane. Bo po prostu bogacze się nie chcieli przejmować biedakami, ich czas i komfort się nie liczył. Zresztą dziś jest podobnie, jeśli chodzi poza aspekty wpływające na efektywność w pracy.
A kiedy się okazało, że i tak każdy da radę kupić auto, było już za późno, bo ta biedna szara masa wmówiła sobie, że też należy do świata bogaczy i już nie było woli politycznej na naprawienie tych błędów, aż do czasów, kiedy w Europie doszli do władzy socjaldemokraci, naprawdę będąc blisko wywiezionymi na taczkach przez obywateli, tak traktowani jak dziś w Polsce.
I teraz dokładnie mamy to samo w Krakowie, co w modernizmie i postmodernizmie - urzędnicy i bogaci ludzie mają nas w dupie. Oni chcą sami dla siebie jeździć wygodnie i w miarę szybko autem, a
ty, szaraku, grzęźnij w autobusie i tramwaju. A korki są dlatego, że prostactwo też uwierzyło w to, że jest panami i że jak kupią auto, to są superważni i nagle zaczęli się liczyć. Myślą, że są bogaczami kupując na zadupiach poza Krakowem domki czy na obrzeżach Krakowa klitki po 2 tys. za metr na kredyt na 30 lat i auto w leasingu - i myślą, że są paniskami, jak bogacze jeżdżący limuzynami po mieście.
I właśnie to jest problemem. I na tym polega cały problem,
W SZCZEGÓLNOŚCI PARADOKSY. Oni też myślą, że już pula bogaczy się wyczerpała, że autem już jeździ każdy kto może i tylko biedota jeździ KM. I dlatego chcą więcej dróg i gorzej dla KM - dla nich "ci biedacy" w tramwajach i autobusach mogą się tłuc w tłoku, godzinami. To nie jest ważne - bo oni się nie liczą. To samo z dobrem pieszych. Mogą ginąć, przecież powszechnym argumentem jest to, że "to normalne, że ludzie giną na drogach, rozwój cywilizacyjny". Bo liczy się "pan w aucie". I to jest problem.
I my jesteśmy nadal u początku tego problemu. Może wam się wydawać, że niska optymalizacja. Może wam się wydawać, że można się nauczyć, że to paradoksy. Ale chodzi o to, że u nas dopiero właśnie
bogacze się zaczynają budować na zadupiach, a budowanie się sami wiecie kogo w puszczy jest tylko przykładem. Budowanie domów za miliony kilometry od dużych miast jest normą. Urzędnicy często robią to samo. I oni wykonują właśnie te inwestycje dla siebie, nie dla dobra miasta. Co z tego, że będą stać w korkach, ale będą jeździć własnym pojazdem, a nie z tymi
szarakami, z tym plebsem.
Kultura, nie modele, nie optymalizacja.